wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 1

- Demetrio! Wstawaj w tej chwili! Spóźnisz się do szkoły! – usłyszała  skrzeczący głos swojej macochy, która od dziesięciu minut  stała nad jej łóżkiem, zakłucając jej błogi spokój – idź sobie! – jęknęła i przekręciła się na drugi bok. Przykryła się szczelniej kołdrą i sięgnęła po telefon, który leżał na szafce nocnej. Uniosła głowę lekko do góry i spojrzała na wyświetlacz. Skrzywiła się mimowolnie, gdy zobaczyła, że jest już  grubo po szóstej rano, a o siódmej zaczynały się zajęcia. Na zewnątrz było chłodno, więc tym bardziej nie chciało jej się wstawać.  Zwlokła się niechętnie z łóżka i podeszła leniwie do szafy.  Wyciągnęła z niej szare szarpane rurki i czarną bluzkę z dekoltem. Ponieważ była już późna jesień wyjęła z szafki także białą bluzę w czarne  wzorki.  Wzięła szybciutki zimny prysznic, żeby jakość dojść do siebie. Mimo, że nienawidziła tej szkoły z całego serca, była w niej szanowana, więc nie mogła wyglądać jak jakaś bezdomna, nawet jeśli miała lekkiego kaca po wczorajszej imprezie.  Wyszła z łazienki dygocząc. Zimny prysznic nie był aż tak dobrym pomysłem jak się jej wydawało, ale mimo wszystko nieco ją orzeźwił. Wyjęła czystą, czarną koronkową bieliznę i założyła ją, a na nią wcześniej naszykowany  zestaw. Nałożyła szybko, lecz starannie  dość ostry makijaż i związała włosy w kitkę. Przejrzała się w lustrze i musiała przyznać, że efekt końcowy był całkiem niezły. Wrzuciła do torby telefon, błyszczyk i lusterko, po czym zbiegła na dół. Przywitała się z kucharką i skubnęła jednego naleśnika, tłumacząc że się spieszy. Zakładając swoje ukochane piętnastocentrymetrowe szpilki wyleciała z domu jak torpeda, patrząc na zegarek, który widniał na jej ręce. Miała jeszcze dziesięć minut, a że do szkoły miała niedaleko zwolniła trochę tempo, próbując uspokoić szybkie bicie serca. Gdy z hukiem otworzyła drzwi do szkoły, większość spojrzeń skierowała się w jej stronę. Niestety już tylko większość. Jeszcze miesiąc temu, była królową szkoły. Teraz, gdy pojawili się w niej Zac i Ashley to oni są w centrum zainteresowania. Na początku tak nie było, jednak gdy się zeszli i zaczęli się panoszyć – szybko zyskali szacunek i lojalność w tej budzie. Kątem oka spojrzała na Jonasa. Josepha Adam Jonasa. Jej wroga numer jeden. Minę miał niepocieszoną patrząc na tę dwójkę,zresztą bardzo podobną do jej miny. Dopóki nie pojawił się Zac, Jonas królował w tej szkole. Jako płeć męska oczywiście. Miał wszystkie panienki i zmieniał je jak rękawiczki. Odkąd pamiętała, był próżnym egoistą. Zawsze sobie wzajemnie dogryzali i odstawiali szopki. To dzięki temu zyskali taką popularność i szacunek. Ktokolwiek ich widział zawsze schodził im z drogi. Chcąc, czy nie – musiała podejść do Jonasa, tylko dlatego, że wygodnie opierał się o jej szafkę i nie miała jak wyjąć swoich książek.  Ruszyła w jego stronę z gracją, jednak on zdawał się jej nie zauważać. Widząc skupienie i zamyślenie na jego twarzy, podeszła do niego najciszej jak tylko mogła. – Przesuń się! – warknęła popychając go przy tym. Był tak zamyślony, że gdy tylko usłyszał jej głos podskoczył jak poparzony, a że Lovato miała trochę siły w sobie poleciał na ziemię jak długi. Momentalnie spojrzenia wszystkich uczniów skierowały się w ich stronę. Demi tylko uśmiechnęła się triumfalnie pod nosem i wyciągnęła z szafki podręcznik od chemii, piórnik i zeszyt. Gdy zatrzasnęła szafkę, Jonas zdążył się już podnieść.  Rzucił jej gniewne spojrzenie, a gdy chciała  odejść, przyparł ją do szafek – pożałujesz tego, mała żmijo – syknął jej do ucha i odszedł od niej popychając po drodze jakiegoś kujona. Nie przestraszyła się go. Zamiast tego odeszła w stronę sali chemicznej  usatysfakcjonowana tym, że po raz kolejny go upokorzyła. Zastanawiała się tylko gdzie się podziała Miley. Przyjaźniły się od piaskownicy i zawsze spotykały się przed pierwszą lekcją. Nigdzie jej nie widziała, więc pomyślała, że pewnie ma już lekcję w innej klasie. 
                                 
     *


Wszedł do klasy nieźle wkurzony. Ta wiedźma Lovato znowu go upokrzyła. Z wściekłości kopnął jakieś krzesło, ale gdy zobaczył, że ona wchodzi do klasy uspokoił się. Nie mógł pozwolić aby zobaczyła, że udało jej się wyprowadzić go z równowagi. Nie ma mowy. Spojrzał na nią ukradkiem. Pech chciał że siedziała równolegle do niego z jakąś blondyną. W szkole było dosyć duszno, więc ściągnęła bluzę i obwiązała ją wokół pasa. Chcąc, nie chcąc zwrócił uwagę na krój jej bluzki. Mimo, że nienawidził jej z całego serca, był tylko facetem i nie mógł nie zauważyć, że bluzka bardzo widocznie eksponuje jej dekolt. Wyglądała dzisiaj cholernie seksownie i musiał to przyznać całym sobą. Szczególnie pewną częścią ciała, która ukazywała się tylko nocą. Na samą myśl o jego podbojach ostatniej nocy na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek, za co dostał naganę od nauczycielki, która myślała, że Jonas patrzył na jej nogi. – Co Ty sobie wyobrażasz Jonas?! – krzyknęła zbulwersowana, machając przed nim jakimś dziwnym kijkiem – Demi pod prysznicem – mruknął zniesmaczony kolejną naganą. Cała klasa wybuchła śmiechem, a Demi przewróciła oczami i niczym niewzruszona wyjęła z torby pilniczek i zaczęła piłować paznkocie – Jonas! Do dyrektora! Natychmiast! – wrzasnęła Stevens* - Lovato tak samo! – wrzasnęła ponownie, gdy Joe był już przy wyjściu z Sali – a ja niby za  co?! – oburzyła się. Wzięła swoją torbę i nie słcuhając nauczycielki wyminęła Jonasa w drzwiach, wychodząc na korytarz. Wiedział, że nie miała zamiaru na niego czekać, a jemu nie śniło się jej słuchać, ale w jego głowie narodził się szatański plan. – ej Lovato! – krzyknął, gdy już była przed gabinetem dyrektora. Spojrzała na niego i uniosła brew ku górze.  – serio masz zamiar słuchać po raz kolejny tej paplaniny dyra? – spytał kpiąco. Podeszła do niego tym swoim kocim krokiem i miał ochotę jej coś zrobić za to. – mów dalej – mruknęła podchodząc do niego jeszcze bliżej. Było między nimi niecałe dziesięć centymetrów odległości. – wagary – mruknął, a na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek, który  po chwili zagościł także na jej twarzy – i tak jesteś głupi – mruknęła po pięciu minutach. Prychnął. Gdy wyszli ze szkoły kierowali się w stronę parku – nie denerwują Cię Zac i Ashley? – zapytał w końcu. Przystanęła, więc zrobił to co ona. – niee, no coś Ty, dlaczego? – uśmiechnęła się sztucznie – zajęli nasze miejsce, ciągle się pieprzą gdzie popadnie – mówiła słodkim głosikiem – są tacy słodcy – teatralnie westchnęła, udając zachwyt – serio? – zapytał zbity z tropu, spojrzała na niego z mordem w oczach – oczywiście, że mnie denerwują głąbie! – warknęła i znów ruszyła przed siebie. Miał ochotę ją dogonić, ale nie mógł się oprzeć widokom, które miał przed sobą. Zwłaszcze, że Demetria seksownie kręciła biodrami. Zawsze zastanawiał się nad tym jak to robiła. Niby każdy głupi umie, ale ona robiła to w tak seksowny sposób, że gdyby się nie opanował pewnie by się na rzucił. – Nie gap się na mój tyłek zboczeńcu! – warknęła poirytowana  - nie robię tego! – zaprzeczył od razu. Mógł myśleć, że jest seksowna. Mógł myśleć, o tym jaka jest w łóżku, mógł myśleć jakby to było jej dotknąć, ale pod żadnym pozorem ona nie mogła tego wiedzieć!  Prychnęła, ale w głebi duszy cieszyło ją to, że ma przewagę nad Jonasem. 


                      * 

Następnego dnia w szkole panowało wielkie zamieszanie. Już za trzy miesiące miał się odbyć jesienny bal szkolny i wszyscy byli ciekawi jaką suknię założy Ashley. Zawsze tylko o mojej myśleli ci frajerzy – pomyślała i wściekła wyszła z klasy.  Na dodatek na zewnątrz było ponad trzydzieści pięć stopni! Słońce piekło niemiłosiernie już od rana, mimo że była jesień.  Bardzo ją to zdziwiło, ale na szczęście lekcje kończyła dzisiaj wcześniej z powodu urlopu macieżyńskiego jednej z nauczycielek. O dziwo, nie napotkała jeszcze Jonasa na swojej drodze, co było dziwne… Czyżby on też kończył wcześniej? A zresztą co ją to obchodzi. W tak słoneczny dzień pobyczy się trochę nad basenem, może opali? W żadnym bądź razie nie miała zamiary marnować dnia nad naukę i Jonasa. Gdy tylko weszła do domu usłyszała głos ojca, który kazał jej przyjść do jadalni. To akurat ją zbiło z tropu. Co ojciec robił tak wcześnie w domu? Czemu wołał ją czułym i miłym głosem? To oznaczało jedno. Ma gości. – Świetnie – mruknęła cicho pod nosem ukazując swoje niezadowolenie.  Pewnie znowu jacyć bogacze zadufani w sobie. Nienawidziła takich ludzi i takim właśnie człowiekiem był jej ojciec.  Niepewnym krokiem wkroczyła do jadalni i o mało gałki oczne jej nie wypadły, gdy zobaczyła Jonasa, który siedział obok jej ojca. – TY?! – wykrzyknęli oboje jednocześnie zszokawani.  Ojciec Demterii spojrzał na nią zmieszany i rzucił przepraszające spojrzenie gościom, którzy zapewne byli rodzicami Josepha. – Demi proszę uspokój się. To są państwo Jonas: Denise i Kevin – ręką wskazał na kobietę z burzą loków na głowie i wysokiego bruneta. Już na pierwszy rzut oka widać, że są bogaci i wyrafinowani.  – miło mi państwa poznać – posłała im delikatny uśmiech, odkładając swoją torbę w kącie. – Nam również kochanie – odpowiedziała przyjaźnie pani Jonas, a jej mąż tylko kiwnął głową. Ojciec odkrząknął więc spojrzała na niego. – A to ich syn: Joe – wskazał ręką na Joe, który cały czas się na nią gapił – My się znamy – wtrącił Jonas, na co przewróciła oczami. Wiedziała, że w końcu to powie i jak zwykle wtrąci swoje trzy grosze. – Jesteście parą? – spytała Megan**, a oni wytrzeszczyli oczy – Nieee, bardzo daleko nam do tego – mruknęła, patrząc z odrazą na macochę. – Skarbie usiądź i zjedz z nami obiad. – poprosił ojciec co ją wkurzyło. Nienawidziła tej jego sztuczności przy innych, ale posłusznie usiadła do stołu. Pech chciał, że jedyne wolne miejsce było obok Jonasa.  Zaczęła konsumować swój posiłek, ale wcale nie była głodna, więc zostawiła połowę.  – Nie masz apetytu? – spytał ojciec unosząć brew. No nie tego było za wiele dla niej… Zacisnęła pięści. Robił z niej jakiegoś dzieciaka na oczach Jonasa. Ughh! – Nie – wycedziła, patrząc na niego z mordem w oczach. – Więc skoro Joe już zjadł, ty jeść nie będziesz to weź go do siebie i pogadajcie czy coś – mruknęła Megan ze słodkim śmiechem, który aż zadźwięczał jej  w uszach – a może się przejdziemy? – podsunął Jonas widząc jak Demi robi się cała czerwona na twarzy. – Świetny pomysł – mruknął ojciec Demetrii. – jasne – warknęła i wstała. Razem z Joe wyszli na zewnątrz.  – Co ty tu robisz? – warknęła niemiło w jego stronę, gdy tylko wyszli. Była wściekła nie tylko na ojca, że jej nie uprzedził. Miała żal także do niego. Nie chiała, żeby wiedział gdzie mieszka. Nie chciała, żeby wiedział o jej burzliwych relacjach rodzinnych. Nie chciała żeby cokolwiek o niej wiedział! – Twój ojciec zaprosił moich starych na jakiś biznesowy obiad i musiałem iść z nimi – mruknął obojętnie. – Kiepsko dogadujesz się z ojcem  i matką co? – spytał po chwili czasu, gdy doszli do jakiegoś parku. Przystanęła patrząc na niego z furią. – ta blond ściera to nie moja matka jasne?! – wycedziła wściekła i go wyminęła. Nie wierzyła, że tak pomyślał. To nie była żadna nowość, bo większość tak myślała, ale… doprowadzało ją to do furii. Odkąd jej matka umarła niespodziewanie i trafiła do ojca straciła chęć do życia. Ojciec zostawił ją, gdy miała cztery latka, nie dawał znaku życia przez dwanaście lat, nie martwił się o nią. I nagle znów pojawił się w jej życiu rok temu i myślał, że będzie jak dawniej. A gdy przyprowadził do domu Megan i przedstawił ją rodzinie jaką narzeczoną – załamała się. Od początku widziała, że ona leci tylko na kasę jej ojca, a fakt że była pustą blondynką i była tylko dziesięć lat starsza od niej wcale jej  się nie podobał… Miała jej dosyć i to dzięki niej stała się zimną suką. – ej, ej – jej zamyślenia przerwał Jonas, który dorównał jej kroku – przepraszam, nie gniewaj się, nie wiedziałem serio – zaczął się tłumaczyć, łapiąc ją za ramiona – daj spokój – mruknęła spuszczając wzrok – weź te  łapy, ludzie się gapią – syknęła, zrzucając jego łapska, widząc parę znajomych ze szkoły, który  obserwowali ich uważnie od paru minut.

                                                                              
 *

Zaśmiał się i odpalił papierosa, a ta spojrzała na niego zdziwiona – palisz? – spytała marszcząc słodko nosek delikatnie nos. Znowu się zaśmiał – nie wiedziałaś? – spytał unosząc brwi – nie – mruknęła kręcąc głową. – masz – podsunął jej papierosa pod nos, ale ta szybko odchyliła głowę w bok – nie palę – powiedziała szybko. – no to spróbujesz – mruknął rozbawiony jej reakcją, kto by pomyślał? Lovato nie pali i boi się spróbować? To coś nowego. – Tchórzysz? – zapytał zadziornie, gdy mu nie odpowiedziała. Wiedział,że zaprzeczy od razu i tak też się stało. – po prostu nie palę – powiedziała poirytowana – i boisz się spróbować – mruknął głosem, który wytrącił ją z równowagi – dawaj to – warknęła i wyrwała mu papierosa. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany i wybuchł śmiechem, gdy Lovato zrobiła dziwną minę przyglądając się owej rzeczy.  – pokaż to – delikatnie wziął od niej tego papierosa. – wkładasz do buzi i wciągasz delikatnie, tylko nie trzymaj za długo bo się udusisz – powiedział i oddał jej papieros.  – dzięki – mruknęła i zrobiła to co kazał. Widział jak robi to jeszcze parę razy, więc w końcu jej to zabrał – eej, chcesz się uzależnić? – mruknął przykładając papierosa do ust. – mam to w dupie – znów mruknęła, udając obojętną. Wypuścił z ust dym prosto na nią, więc spojrzała nie niego spod byka. – pieprz się – warknęła i znów ruszyła przed siebie. Zaraz ją dogonił i objął od tyłu w pasie. – trzeba było od razu mówić, że chcesz się ze mną pieprzyć, a nie udawać złośnicę  - zamruczał jej do ucha i widział jak po jej ciele przechodzą dreszcze.  Gdy już chciała mu odpyskować przyłożył jej papierosa do ust – shhh… nic nie mów – szepnął, a ona się zaciągnęła – wyluzuj trochę – mruknął, gdy już wypuściła dym.  Położył rękę na jej brzuchu i delikatnie ją przytulił. Myślał, że Lovato go odepchnie,ale ta tylko oparła tył głowy o jego tors. Okropnie go to zdziwiło, widział, że potrzebowała czyjejś bliskości, ale myślał że mu przywali z liścia czy coś.. Zauważył też,że masa ludzi ich obserwuje. Głównie byli to ludzie z ich liceum, których bardzo zdziwiło ich zachowanie. Zresztą ich samych również. Zauważył jeszcze Zaca i Ashley, którzy starali się zwrócić na siebie uwagę, jednak wszyscy byli tak pochłonięci obserwowaniem co się wydarzy między nim, a Lovato, że zdawali się ich nie zauważać. To jest to…  - Lovato, wracamy do Ciebie – rzucił z wielkim bananem na twarzy łapiąc ją za rękę. – wali ci? – zapytała i próbowała wyrwać swoją dłoń, ale nie dała rady. – weź tę łapę – warknęła – cicho skarbie – mruknął całując ją w policzek, a ta stanęła skołowana. – co kurwa? – spytała idąc za nim z oczami na wierzchu.  – już wiem jak wrócić na szczyt tej budy – powiedział zadowolony i pociągnął ją w stronę jej domu. – ok, ale ustalmy coś jasne? – zapytała, na co przytaknął – nie lubię cię – rzuciła, wyrywając się i idąc przed siebie. – akurat – mruknął  cicho pod nosem i ruszył za nią. Jego plan  był perfekcyjny. W prawdzie musiał trochę wykorzystać Lovato… ale czemu miałby nie spełnić w końcu swoich najskrytszych fantazji?  Lovato, On i łóżko…wielkie łóżko…  pewnie lubi ostrą jazdę. – coś się tak zamyślił? – podeszła do niego, patrząc jak na dziwaka – o tym jaka jesteś w łóżku – rzucił z cwaniackim uśmieszkiem, na co Lovato przewróciła znowu oczami – powiedz – nalegał, a ta parsknęła śmiechem. – wolisz ulegać, czy dominować ? Spokojnie, czy dziko? – takie pytanie zadawał jej non stop, dopóki nie doszli do jej domu. Ta tylko kręciła głową z politowaniem, wyzywając go od erotomanów niewyżytych.  – no weź – jęknął klepiąc ją w tyłek – opanuj się! – krzyknęła, ale na jej twarzy pojawił się uśmiech, za który zaraz się skarciła. – sam mnie weź – mruknęła i puściła mu oczko wchodząc do domu. Stał jeszcze chwili przed drzwiami… czy ona serio to powiedziała? Pomyślał nad tym jeszcze trochę i wszedł do posiadłości rodziny Lovato z cwaniackim uśmieszkiem. 

        ***
*Kate Stevens - nauczycielka chemii w liceum Demi
** Megan Lovato - macocha Demi

Napisałam... hmm zmieniłam całkowicie perspektywę opowiadania. Miał być rozdział w urodziny Dems, ale się usunął -.- Wiem... jest krótki i beznadziejny, ale pisałam go w nocy (teraz) i nie mam już siły... Przepraszam :< Podoba wam się to coś? :c 
PS. Jak widzicie na blogu pojawił się śliczny nagłówek :3 Wykonała go dla mnie totakeadrug za co bardzo jej dziękuje <3 Zadedykowałabym jej ten rozdział,ale mi wstyd ;c
Przepraszam też za błędy i wulgaryzmy, ale word mi się zepsuł i nic nie poprawił >__< 
Enjoy ;*